O odchodzeniu św. Antoniego z ziemskiego życia
13 czerwca Kościół
na całym świecie wspomina potężnego Świętego. Kanonizowany niecały rok
po śmierci, niezawodny patron, niezwykły kaznodzieja – św. Antoni
Padewski. Z okazji jego święta zapraszamy do lektury fragmentu
„Opowieści br. Łukasza”, czyli bł. Łukasza Belludiego, sekretarza
Świętego Padewczyka o tym jak Antoni odchodził z ziemi do nieba.
Śmierć św. Antoniego, autor nieznany
Ostatnie tygodnie życia brat Antoni spędził w Camposampiero. Po Wielkanocy bardzo się rozchorował. […] Gdy tylko odzyskał siły, przez całe ranki pracował nad kazaniami świątecznymi. Sam nie mógł już pisać, nie mógł zapanować nad ręką. Wtedy ja okazałem mu się potrzebny. Dyktował mi, a ja zapisywałem jego kazania.
Tego ranka, w piątek, 13 czerwca, wcześnie odprawił Mszę
świętą, odmówił z braćmi Jutrznię oraz Prymę i zaraz zabraliśmy się do
pracy. Chciał dokończyć kazanie na święto Apostołów Piotra i Pawła,
które pisaliśmy już ze trzy dni. Pamiętam do dziś niektóre ostatnie
zdania, jakie mi dyktował.
Ładnie nam się dziś pracowało, powiedział
do mnie, gdy po odmówieniu Seksty, szliśmy na obiad. Był ożywiony,
cieszył się, że wracają mu siły, choć oddychał z trudem i czasem nawet
jednego słowa nie mógł na krótkim oddechu dokończyć.
Pomodliliśmy
się. Podano nam rzadką polewkę z grubej mąki pszennej. Była to łagodna
potrawa, która nawet dziecku nie może zaszkodzić. Widziałem, że zjadł ją
z apetytem. Ale gdy skończył, ogarnęła go nagła senność. Zamknął oczy i spuścił głowę.
– Co ci jest bracie Antoni? – zapytał gwardian, gdy ten nawet nie zauważył, że podawano mu fasolę w sosie jarzynowym.
– Bardzo mi się chce spać i czuję się słaby. Może brat Łukasz zaprowadzi mnie do łóżka. Odpocznę nieco. Chciał wstać, ale nie mógł utrzymać się na nogach. Dwaj najsilniejsi bracia poprowadzili go, wziąwszy go pod ręce i tak położyliśmy go do łóżka. Chciałem przy nim zostać, ale prosił, bym powrócił do obiadu, a gdy skończę, bym mu przyniósł trochę wody.
– Co ci jest bracie Antoni? – zapytał gwardian, gdy ten nawet nie zauważył, że podawano mu fasolę w sosie jarzynowym.
– Bardzo mi się chce spać i czuję się słaby. Może brat Łukasz zaprowadzi mnie do łóżka. Odpocznę nieco. Chciał wstać, ale nie mógł utrzymać się na nogach. Dwaj najsilniejsi bracia poprowadzili go, wziąwszy go pod ręce i tak położyliśmy go do łóżka. Chciałem przy nim zostać, ale prosił, bym powrócił do obiadu, a gdy skończę, bym mu przyniósł trochę wody.
Z trudem przełknąłem trochę fasoli. Wziąłem ze stołu gliniany
dzbanek oraz kubek i poszedłem do niego. Leżał na wznak z otwartymi
oczami. Był zlany potem. Gdy pomogłem mu napić się wody, powiedział z wysiłkiem.
– Bracie, to już może być koniec. Jeszcze nigdy nie czułem się tak słaby. Chciałbym umrzeć w swoim klasztorze. Tu narobilibyśmy kłopotu braciom i naszemu dobremu hrabiemu. Nie mówcie mu, że jestem tak słaby, zabrałby mnie siłą do siebie, aby mnie leczyć, a przecież bratu mniejszemu nie wypada umierać w pałacu.
– Bracie, to już może być koniec. Jeszcze nigdy nie czułem się tak słaby. Chciałbym umrzeć w swoim klasztorze. Tu narobilibyśmy kłopotu braciom i naszemu dobremu hrabiemu. Nie mówcie mu, że jestem tak słaby, zabrałby mnie siłą do siebie, aby mnie leczyć, a przecież bratu mniejszemu nie wypada umierać w pałacu.
Przekazałem jego słowa bratu gwardianowi.
– Wolelibyśmy – odpowiedział – aby tu umarł nasz święty Brat, rozsławiłoby to naszą pustelnię w Camposampiero, skoro jednak takie ma życzenie, postaram się go przewieźć do Padwy. Nasz przyjaciel Piero, choć zwozi dziś zboże, nie odmówi nam przysługi.
– Wolelibyśmy – odpowiedział – aby tu umarł nasz święty Brat, rozsławiłoby to naszą pustelnię w Camposampiero, skoro jednak takie ma życzenie, postaram się go przewieźć do Padwy. Nasz przyjaciel Piero, choć zwozi dziś zboże, nie odmówi nam przysługi.
Nie upłynęła
godzina, gdy Piero przyjechał swym chłopskim wozem, zaprzężonym w parę
wołów, wymoszczonym słomą. Wiedzieliśmy, że taka podróż będzie trwała
długo, ale liczyliśmy, że powolna jazda mniej zmęczy chorego. Na
słomę położyliśmy nakrycie z łóżka i na nim ułożyliśmy Brata, który
starał się uśmiechać, ale mówić nic nie mógł. Długo się w nas
wpatrywał, a my wszyscy wpatrzeni w jego czyste oczy, kroczyliśmy za
wozem, dopóki ich nie przymknął. Wtedy gwardian polecił braciom wrócić
do domu. Został tylko on sam i jeden młody silny braciszek, który niósł
dzban z wodą, no i ja, niosłem świeży jeszcze rękopis kazań, a inne
książki złożyłem w worku na wozie. Wierzyłem jeszcze, że w Padwie brat
Antoni powróci do sił i dokończy układać kazania świąteczne.
Wóz
jechał powoli. Towarzyszyliśmy Bratu z obu stron wozu. Widać było, że
cierpiał, ile razy wóz podskoczył na nierównej drodze, albo woły silniej
nim szarpnęły.
Dzień był gorący i prażyło słońce. Często
zatrzymywaliśmy się w cieniu, gdy przy drodze spotkaliśmy kępę drzew.
Brat Antoni otwierał czasem oczy, jakby chciał zobaczyć gdzie jest. Po
trzech, może po czterech godzinach znaleźliśmy się naprzeciw naszego
klasztoru w Arcella. Brat gwardian kazał wóz zatrzymać. Antoni otworzył
oczy i zapytał, gdzie jest. Gdy usłyszał, gdzie jest, powiedział, że
chciałby na chwilę zejść z wozu. Wszyscy trzej bracia mieszkający tutaj
przybiegli na nasz widok i razem zanieśliśmy go nie do braci, lecz do
celi gościnnej sióstr, przylegającej do samego kościoła. Gdyśmy go
podnieśli, na wozie zobaczyliśmy krew.
Siostra Helena otwierała nam
już drzwi i rozpłakała się na widok słabego i krwawiącego Brata, którego
nazywała prowincjałem, choć już od roku nim nie był. Uśmiechnął się do
niej, ale mówić nie miał siły. Zostawiliśmy ich na chwilę samych, a my
wyszliśmy, aby się naradzić, co dalej robić. Obaj gwardiani doszli do
wniosku, że w takim stanie dalej jechać nie można. Niech tu odpocznie
przez noc. Gwardian z Arcella wysłał jednego ze swych braci do miasta do
klasztoru Najświętszej Bogarodzicy, aby powiadomić braci o sytuacji.
Gwardian z Camposampiero kazał Pierowi wracać do domu, odesłał z nim
również młodego brata Odoryka. A my, obaj gwardianowie i ja wróciliśmy
do celi, gdzie leżał. Siostra Helena klęczała przy niskim łóżku
wpatrzona w brata i silnym głosem odmawiała modlitwę: „Witaj, Królowo,
Matko miłosierdzia...”, którą on powtarzał, poruszając bezgłośnie
ustami. Gdy skończyła, pochyliła się nad nim, jakby chciała go ucałować,
ale wyrzekła tylko:
– Nie odchodź, ojcze, jesteś nam bardzo potrzebny!
– To nie ode mnie zależy – wyszeptał tak mocno, że wszyscy usłyszeliśmy.
Potem popatrzył na gwardiana z Arcella i powiedział z wysiłkiem:
– Bracie gwardianie, przygotuj mnie na ostatnią drogę. Wysłuchaj mojej spowiedzi. Zostawiliśmy ich samych.
Spowiedź trwała jakieś pół godziny. Gwardian wyszedł z twarzą zalaną łzami i powiedział, że idzie po Pana naszego.
– Nie odchodź, ojcze, jesteś nam bardzo potrzebny!
– To nie ode mnie zależy – wyszeptał tak mocno, że wszyscy usłyszeliśmy.
Potem popatrzył na gwardiana z Arcella i powiedział z wysiłkiem:
– Bracie gwardianie, przygotuj mnie na ostatnią drogę. Wysłuchaj mojej spowiedzi. Zostawiliśmy ich samych.
Spowiedź trwała jakieś pół godziny. Gwardian wyszedł z twarzą zalaną łzami i powiedział, że idzie po Pana naszego.
Gdy weszliśmy, brat Antoni był zupełnie zmieniony. Jego twarz była rozpromieniona radością.
– Nie dokończymy już naszej roboty, bracie Sekretarzu. Cieszę się, że Pan pozwolił mi trochę popracować w swojej winnicy. Teraz już mnie wzywa. Nie płaczcie. Trzeba się cieszyć, wkrótce zobaczę naszego Zbawiciela i Jego Matkę. Będę mógł porozmawiać dowoli z bratem Franciszkiem, którego tak rzadko widywałem na ziemi i musiałem zgadywać, jakie są jego życzenia.
– Czekając na Syna, uczcijmy Jego Matkę – tu zaczął cichym, ale czystym głosem śpiewać ulubiony hymn, podjęliśmy śpiew i my wszyscy.
O Pani wielce chwalebna,
Od gwiazd na niebie wznioślejsza,
Własnego Stwórcę i Syna
Karmiłaś piersią matczyną!
Przez Ewę dobro stracone
Przywracasz rodząc Jezusa
I grzesznym godnym litości,
Wskazujesz drogę do raju.
O Bramo Króla wszechświata
Promieniejąca jasnością,
Niech życie dane przez Ciebie
Z weselem wielbią zbawieni.
Niech Ojca z Duchem Najświętszym
I Twoim Synem, Dziewico,
Wysławia wszystko na wieki,
Gdyż On przyodział Cię łaską. Amen.
– Nie dokończymy już naszej roboty, bracie Sekretarzu. Cieszę się, że Pan pozwolił mi trochę popracować w swojej winnicy. Teraz już mnie wzywa. Nie płaczcie. Trzeba się cieszyć, wkrótce zobaczę naszego Zbawiciela i Jego Matkę. Będę mógł porozmawiać dowoli z bratem Franciszkiem, którego tak rzadko widywałem na ziemi i musiałem zgadywać, jakie są jego życzenia.
– Czekając na Syna, uczcijmy Jego Matkę – tu zaczął cichym, ale czystym głosem śpiewać ulubiony hymn, podjęliśmy śpiew i my wszyscy.
O Pani wielce chwalebna,
Od gwiazd na niebie wznioślejsza,
Własnego Stwórcę i Syna
Karmiłaś piersią matczyną!
Przez Ewę dobro stracone
Przywracasz rodząc Jezusa
I grzesznym godnym litości,
Wskazujesz drogę do raju.
O Bramo Króla wszechświata
Promieniejąca jasnością,
Niech życie dane przez Ciebie
Z weselem wielbią zbawieni.
Niech Ojca z Duchem Najświętszym
I Twoim Synem, Dziewico,
Wysławia wszystko na wieki,
Gdyż On przyodział Cię łaską. Amen.
W
tej chwili wszedł brat gwardian ubrany w komżę i kapę, jak na procesję.
Towarzyszył mu trzeci z miejscowych braci z zapaloną świecą oraz kilka
sióstr klarysek. Złote naczynie z Eucharystią postawił na stole, a sam
najpierw namaścił brata Antoniego świętym olejem. Byliśmy wzruszeni, gdy
namaszczał usta Świętego, które tak często chwaliły Pana, i oczy, które
zawsze dostrzegały ludzkie potrzeby, i uszy, które cierpliwie
wsłuchiwały się w skargi ludzi i wysłuchiwały grzechy tych, co pragnęli
się nawrócić, i ręce, które tyle razy przynosiły ukojenie rozpalonym
głowom, a przede wszystkim piastowały Ciało Pańskie, ukryte pod postacią
chleba i błogosławione nogi, które nosiły naszego brata po całym
świecie, by głosił Dobrą Nowinę naszego Pana.
Nawet naszemu świętemu Bratu zalśniły oczy wilgocią, gdy słuchał modlitw towarzyszących namaszczeniu.
Na
przyjęcie świętego Wiatyku brat Antoni usiadł na łóżku. A ponieważ nie
mógł utrzymać się w tej pozycji, podtrzymaliśmy go pod ramiona.
– Przyjmij Ciało naszego Pana Jezusa Chrystusa na drogę do wieczności, abyś mógł Go tam spotkać twarzą w twarz i na wieki cieszyć się widzeniem Jego Oblicza.
– Przyjmij Ciało naszego Pana Jezusa Chrystusa na drogę do wieczności, abyś mógł Go tam spotkać twarzą w twarz i na wieki cieszyć się widzeniem Jego Oblicza.
Choć z trudem, Brat nasz przełknął Ciało Pańskie, nie
chcąc nawet popić Go wodą. Na jego twarzy znów pojawił się ten promienny
pokój, który już widzieliśmy na niej po spowiedzi. Przymknął oczy i zatopił się w modlitwie. Modliliśmy się i my stojąc lub klęcząc jak
najdalej od niego, aby mu w spotkaniu z Panem nie przeszkadzać. Modlił
się tak może kwadrans, a może mniej, trudno było liczyć czas. W pewnej
chwili jego twarz bardzo się rozjaśniła, mieliśmy wrażenie, że bijąca od
niej jasność rozświetla pokój i nas wszystkich. Brat Antoni uniósł się,
wyciągnął ręce i poruszył ustami, jakby mówił do kogoś, słów jednak nie
słyszeliśmy. Miejscowy gwardian zapytał go głośno:
– Co widzisz, bracie Antoni?
– Widzę Pana mego! – odpowiedział i nie zwracał już na nas żadnej uwagi, choć do celi wszedł gwardian od Matki Bożej i inni bracia. Padliśmy wszyscy na kolana i ktoś zaczął modlitwę: Ojcze nasz... Zanim skończyliśmy jeden pacierz, opadł na poduszki i odszedł cicho ze swoim Panem, pozostawiając nam swoje schorowane ciało z uśmiechniętą twarzą.
– Co widzisz, bracie Antoni?
– Widzę Pana mego! – odpowiedział i nie zwracał już na nas żadnej uwagi, choć do celi wszedł gwardian od Matki Bożej i inni bracia. Padliśmy wszyscy na kolana i ktoś zaczął modlitwę: Ojcze nasz... Zanim skończyliśmy jeden pacierz, opadł na poduszki i odszedł cicho ze swoim Panem, pozostawiając nam swoje schorowane ciało z uśmiechniętą twarzą.
–
Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie – odezwał się jego gwardian,
który był świadkiem tylko ostatniego tchnienia. – A światłość wiekuista
niechaj mu świeci – dokończyliśmy modlitwę za zmarłych, choć
wierzyliśmy, że ta światłość już mu świeci i nie zgaśnie na wieki.
–
Siostra Helena podeszła do łóżka i ze czcią ucałowała jego rękę.
Zrobiłem to samo, a po mnie podszedł jego gwardian i zamknął mu powieki.