Ojciec Kolbe - męczennik i patriota
27 stycznia, w rocznicę wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau w 1945 r., obchodzimy Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu. W Auschwitz, 14 sierpnia 1941 r. zginął dobity zastrzykiem fenolu przez funkcjonariusza obozowego o. Maksymilian M. Kolbe. Znamy go jako Męczennika z Auschwitz, ale dziś przedstawiamy go jako patriotę, który chciał wyruszyć na wojnę o wolną Ojczyznę. Opowiada o tym o. Piotr Bielenin.
W wieku 20 lat Juliusz ożenił się z Marianną Dąbrowską. Z tego
małżeństwa narodziło się pięciu synów: Franciszek, Rajmund, późniejszy
o. Maksymilian, Józef, późniejszy o. Alfons, Walenty i Antoni (dwoje
najmłodszych wcześnie zmarło).
Świadkowie podkreślali ogromną
pobożność rodziny Kolbów. Wszystkie miejsca ich zamieszkania (a często
się przeprowadzali), zarówno Zduńska Wola, Łódź jak i Pabianice były
miejscowościami bardzo zróżnicowanymi, tak pod względem narodowościowym
jak i wyznaniowym. Miejscowości te, będąc wielkimi ośrodkami
fabrycznymi, gwałtownie się rozwijały. Wyrwanie z tradycyjnych środowisk
wielokrotnie powodowało zapaść tradycyjnych wartości, oddalenie się od
wiary ojców, czy uleganie propagandzie socjalistycznej. W takim tyglu
kulturowym przyszło wzrastać przyszłemu św. Maksymilianowi. Rodzina
Kolbów miała jednak silny kręgosłup polski i katolicki.
Marianna i Juliusz Kolbowie ukończyli tylko szkołę elementarną, ale wciąż się
dokształcali. Juliusz, pomimo grożących ze strony władzy carskiej
represji, sprowadzał do domu pisma patriotyczne i kolportował je wśród
zaufanych kolegów. Często ich mieszkanie było miejscem spotkań
robotników przychodzących na lekturę religijno-patriotyczną i dyskusję o wolnej i niepodległej Polsce. Doszło nawet do stworzenia wspólnej
biblioteki z literaturą przede wszystkim o tematyce religijnej i narodowej. Ojciec czytał synom polskie, patriotyczne książki, między
innymi Sienkiewicza, a oni sami najchętniej bawili się w rycerzy.
Zresztą kształtowanie rysu patriotycznego i maryjnego poprzez lekturę
literatury polskiej u Rajmunda Kolbe nie ograniczało się tylko do czasu
pobytu w Pabianicach, ale miało miejsce również w czasie nauki we
Lwowie, a nawet studiów rzymskich.
Rodzina Kolbów zawsze była silnie
związana z Kościołem i aktywnie uczestniczyła w życiu parafii. Rodzice
byli zelatorami zarówno w Trzecim Zakonie Franciszkańskim, jak i w Żywym
Różańcu. Aktywnie włączali się w posługę charytatywną, byli jednymi z inicjatorów powstania biblioteki parafialnej.
Kolbowie przykładali
duże znaczenie do wykształcenia swoich dzieci. Wszyscy trzej chłopcy
ukończyli czterodziałową elementarną szkołę przyfabryczną w Pabianicach.
Wszystkich przedmiotów oprócz religii i języka polskiego uczono wtedy w języku rosyjskim. Od roku 1904 dwaj starsi bracia uczęszczali do
siedmioklasowej szkoły handlowej, jedynej szkoły średniej w Pabianicach.
W szkole panował prężny ruch patriotyczny, czego wyrazem był strajk na
terenie szkoły w lutym 1905 r., w którym wzięli udział zarówno uczniowie
wsparci przez rodziców, jak i personel pedagogiczny. Solidarne
wystąpienia i w innych polskich szkołach zaowocowały wydaniem dekretu,
na mocy którego od następnego roku szkolnego językiem nauczania stał się
język polski. Wydarzenia w Rosji w roku 1905 stały się też okazją do
wystąpień narodowościowych. To prawdopodobnie wtedy za działalność
patriotyczną Juliusz Kolbe trafił na kilka dni do aresztu. W grudniu
ulicami miasta przeciągnęła potężna manifestacja zorganizowana przez
Narodową Demokrację, gdzie tłumy pod sztandarami z Matką Boską
Częstochowską i Białym Orłem domagały się swobody narodowej. Te
wszystkie fakty nie pozostawały z pewnością bez wpływu na młodego
Rajmunda.
Wydarzenia roku 1905 miały również i inne konsekwencje. W 1907 r. franciszkanie wrócili do Łagiewnik koło Łodzi i stamtąd
rozpoczęli zakrojoną na szeroką skalę akcję ewangelizacyjną przede
wszystkim poprzez prowadzenie misji parafialnych w pobliskich
miejscowościach. I choć kilka lat później ta działalność przez władze
zaborcze została ponownie przerwana, to jednak spełniła swoją rolę.
Między innymi sam prowincjał o. Peregryn Haczela takie kazania misyjne
głosił w Pabianicach. W czasie jednego z nich wspomniał, że zakon
franciszkański przyjmuje do internatu i gimnazjum we Lwowie chłopców,
którzy w przyszłości chcieliby być kapłanami franciszkańskimi. Na tym
kazaniu byli obecni zarówno Franciszek jak i Rajmund Kolbowie. Po
powrocie do domu zaczęli usilnie prosić o pozwolenie na wyjazd do Lwowa i przyszłe wstąpienie do zakonu św. Franciszka. Stałość i intensywność
prośby synów i zapewnienie opłat wpisowych i późniejszej opieki przez
ks. Włodzimierza Jakowskiego, przyjaciela rodziny, przyniosły skutek i chłopcy rozpoczęli naukę we franciszkańskim gimnazjum we Lwowie. Rok
później dołączył do nich i najmłodszy brat Józef.
Wiadomości z tego
czasu pozostało niewiele. Wiemy, iż Rajmund wyróżniał się wyjątkowymi
zdolnościami w przedmiotach matematyczno-przyrodniczych i zdolnościami
konstruktorskimi. Towarzyszyła temu ugruntowana pobożność i stała cześć
do Matki Najświętszej. Jak sam wspomina, obiecał Najświętszej Maryi
Pannie, królującej w ołtarzu, że będzie walczył dla Niej. Jak sam
podkreśla, nie wiedział wtedy dokładnie na czym ta walka miałby polegać,
ale wyobrażał sobie, że orężem materialnym.
Jak widać udzieliła mu
się też wciąż przybierająca na sile patriotyczna atmosfera Lwowa.
Wyniesione z domu wychowanie tutaj nabrało dodatkowych impulsów. Marzyły
mu się czyny wojenne przyczyniające się do wyzwolenia Ojczyzny spod
panowania zaborców. Po wielu rozterkach ostatecznie podjął nawet decyzję
o wstąpieniu do wojska, aby w ten sposób móc skutecznie walczyć o niepodległość Polski. Kiedy nadszedł wreszcie czas wyboru dalszej drogi
życia, bo trzeba było zdecydować o wstąpieniu do nowicjatu, postanowił
niezwłocznie poinformować o swoich militarnych planach przełożonych
zakonnych. Co więcej, zachęcał do tego także starszego brata Franciszka,
zdecydowanego wstąpić do nowicjatu.
Wtedy następuje wydarzenie wręcz
opatrznościowe, zresztą takim go postrzega sam o. Kolbe w swoim
wspomnieniu. Co więcej, wręcz mówi, że przez Niepokalaną Pan Bóg
potargał wtedy wszystkie sieci diabelskie. Otóż podczas drogi do
Prowincjała, aby zakomunikować swoją decyzję o odejściu, usłyszał
dzwonek i został wezwany do rozmównicy klasztornej. Okazało się, że
przyszła jego matka poinformować synów, że razem z ojcem zdecydowali o ofiarowaniu życia panu Bogu. Ojciec jako tercjarz w Krakowie, a matka
jako oblatka u Benedyktynek we Lwowie. Wobec tego faktu i on postanowił
jednak prosić o przyjęcie do nowicjatu, w którym otrzymał imię
Maksymilian. Nie zapominał jednak o złożonej przysiędze walki dla
Niepokalanej, poinformował o niej magistra nowicjatu o. Dionizego
Sowiaka, który zamienił mu to postanowienie na jedno Pod Twoją obronę
codziennie i choć, jak sam św. Maksymilian pisze, później zrozumiał o jaką walkę chodziło, temu zobowiązaniu pozostał zawsze wierny.
Wydaje
się, że kolejnym opatrznościowym wydarzeniem było wysłanie br.
Maksymiliana na studia do Rzymu, gdzie zastał go wybuch I wojny
światowej. Jego starszy brat Franciszek, o zakonnym imieniu Walerian,
porzucił wtedy zakon i wyruszył na front, pociągając za sobą jeszcze
innych współbraci. Wielkich sukcesów militarnych nie odniósł, do zakonu
już później nie wrócił, a dalsze życie nie najlepiej mu się poukładało.
Co
zrobiłby br. Maksymilian gdyby przebywał wtedy w Polsce? Czy i on
wyruszyłby na front? Czy już był na tyle dojrzały, uformowany i świadomy, że Pan Bóg i Niepokalana mają dla niego inne plany, że inne
jest pole, na którym przyjdzie mu walczyć? To chyba nieistotne. Ważne
to, co rzeczywiście wydarzyło się dalej.
Św. Maksymilian wraca do
Polski 29 lipca 1919 r. Rozpoczyna pracę w krakowskim klasztorze i seminarium. Szczególny nacisk w pracy duszpasterskiej, ale i formacyjnej
wśród kleryków i duchowieństwa kładzie na rozwój Rycerstwa
Niepokalanej. Trudno znaleźć w jego Pismach obszerne teksty mówiące o miłości do Ojczyzny. Kwestia ta wpisana jest raczej w jego działalność
apostolską i ewangelizacyjną dla sprawy Niepokalanej. Owszem dostrzega
szczególną rolę Maryi jako Królowej Narodu stojącej na straży jego
wierności Ewangelii Chrystusowej. I pragnie, aby wszyscy Polacy, i w
kraju i za granicą, kochali Niepokalaną: „Ona Królową Polski, więc i Królową każdego serca, co pod polskim niebem bije albo z dala od
Ojczyzny tęskni, być musi. Zdobyć dla Niej serca wszystkich i każdego z osobna – oto nasza praca”. Jego perspektywa przekracza jednak ramy
polskie. On chce zdobyć cały świat dla Niepokalanej. W tym oczywiście
Polskę, stąd sprawy Ojczyzny leżą mu na sercu. W liście z Japonii
skierowanym do Sodalicji Mariańskiej uczennic Państwowej Szkoły
Handlowej w Tarnowie pisał: „Owszem, nie zapominamy o drogiej nam zawsze
Ojczyźnie i tych wszystkich wiernych czcicielach Maryi, co to modlitwą i ofiarą wspierali i będą wspierać misje Niepokalanowów: polskiego i japońskiego”.
Ta troska o Ojczyznę nie wyrażała się poprzez
powtarzanie jakichś chwytliwych propagandowych haseł, których tu i ówdzie nie brakowało w międzywojennej Polsce, ale przede wszystkim w propagowaniu postaw wiary katolickiej, uczciwości osobistej i społecznej.
Nieobce były mu bieżące wydarzenia polityczne i społeczne, a także postawa szacunku wobec struktur państwa i tych,
którzy je reprezentowali. Zachowały się listy lub telegramy z życzeniami
imieninowymi przekazanymi przez o. Maksymiliana w imieniu Niepokalanowa
czy to Prezydentowi Rzeczypospolitej Ignacemu Mościckiemu w 1938 r.
czy to Marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu w 1929 r. Co więcej, ciekawa
jest argumentacja podtrzymywania tej praktyki także podczas jego
nieobecności w Niepokalanowie, co poleca o. Florianowi Koziurze w liście
wysłanym w 1933 r. z japońskiego Niepokalanowa: „Artykuł «Kuriera
Warszawskiego» z 14 stycznia 1933 strona druga «O podbój młodego
pokolenia» tym bardziej utwierdził mnie w przekonaniu, które mam od
dawna, że źle robi prasa katolicka («Głos Narodu», «Pielgrzym» itp.),
jeżeli ze względów partyjnych rzuca kamieniami na rząd Piłsudskiego. –
Należy – oczywiście – piętnować, ale «zło» tylko. Tymczasem prawica
odsuwając się od rządu zmusiła go do oparcia się raczej na lewicy i stąd
skutki. Dlatego to zdaje mi się potrzebną rzeczą, by jak ongiś raz
zrobiłem, tak i tego roku obydwa Niepokalanowy wcześnie (by nie znikło
wśród tłumu) przesłały Piłsudskiemu życzenia imieninowe, życząc opieki
Niepokalanej i obiecując Komunie św. tak licznych braci, jako też
przynajmniej «Memento» we Mszy św. albo niechby i Mszę św. – Uważam to
za silną potrzebę w walce z masonerią, wciskającą się do rządów, a raczej już rządzącą. Pamiętajmy na obraz Matki Bożej Ostrobramskiej,
który Piłsudski ma nad łóżkiem i nie zaśnie bez niego. Słyszałem o tym z ust pewnych i sprawdziłem na fotografii po wypadkach majowych. – Więc
on Ją kocha. Czemuż go więc pozostawić na pastwę wrogów Kościoła i jego
duszy? Dlatego uważam, że partie «katolickie» takim zachowaniem się
szkodzą katolicyzmowi. – Alem się za dużo rozgadał”.
Także i dwa lata
później pisał o. Kolbe w „Rycerzu” o nabożeństwie Piłsudskiego do Matki
Boskiej Ostrobramskiej. Artykuł napisany po śmierci Marszałka jest
zatytułowany: „Jak Marszałek Piłsudski kochał Niepokalaną”. Również i w
„Seibo no Kishi”, japońskim „Rycerzu” w prawie tym samym czasie
publikuje artykuł poświęcony Marszałkowi nadając mu tytuł „Miłość
Ojczyzny”.
O. Maksymilian Maria Kolbe był wiernym synem Ojczyzny co
niejednokrotnie wyrażał nie tylko przez słowa, ale i czyny. Niewątpliwie
należał on do tych, którzy upominali się o prawdę, budzili sumienia i wlewali nadzieję na lepsze jutro, budząc ducha narodowego i uczucia
miłości do Polski. Trzeba jednak uczciwie podkreślić, że sprawa polska
była przez niego zawsze wpisana w wyższy i ważniejszy plan, plan
zdobycia całego świata dla Chrystusa przez Niepokalaną. I tej pracy
poświęcił całe swoje życie.
Piotr Bielenin OFMConv