• Wejdź z nami w piękny świat św. Franciszka

YouTube facebook

Św. Piotr i św. Franciszek - rachunek podobieństwa

Dwa połowy ryb spinają niczym klamra historię powołania św. Piotra i jego spotkań z Jezusem. W obu przypadkach Jezus staje wtedy nad brzegiem Jeziora Genezaret i prosi, by ponownie zarzucili sieci. Jak reaguje Piotr? Co się w nim zmienia i dlaczego? I co ma z tym wspólnego św. Franciszek żyjący dwanaście wieków później?



Św. Piotr i św. Franciszek, Lawrence OP, flickr.com


Dwa połowy ryb spinają niczym klamra historię powołania św. Piotra i jego spotkań z Jezusem. Pierwsze opisane w 5. rozdziale Ewangelii Łukasza i ostatnie w 21. rozdziale Ewangelii według św. Jana. Oba te opowiadania są do siebie w charakterystycznych miejscach podobne, a nawet identyczne.

Piotr i inni uczniowie, w tym Jan, pracowali całą noc. To doświadczeni rybacy, ale niestety nic nie złowili. W obu przypadkach Jezus staje wtedy nad brzegiem Jeziora Genezaret i prosi, aby ponownie zarzucili sieci.

Za pierwszym razem Piotr wie, że prosi go o to Jezus, cieśla, a więc ktoś nieobeznany z rybackim fachem, ale z szacunku dla Mistrza z Nazaretu, choć wyraża swoje wątpliwości, mówiąc, że pracowali całą noc i nic nie złowili, to jednak wypływa na głębię i zarzuca ponownie sieci. Zaskoczony tak obfitym, niewątpliwie cudownym połowem, jako rybak wiedział, że o tej porze i w tym miejscu ryby nie miały prawa tam się znaleźć, upada do nóg Jezusa i woła: „Odejdź ode mnie, bo jestem człowiek grzeszny”. Myśli wtedy o sobie, o swojej kondycji ludzkiej, o tym jaki jest słaby i jak łatwo mu o upadek. W tej relacji do Jezusa spogląda przede wszystkim na siebie. Na szczęście jest w tym szczery i ta szczerość wobec własnej grzeszności później go ocali.

Jednak to wyznanie Piotra nie sprawia, że Jezus odchodzi, wręcz przeciwnie, mówi do niego: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił”. I Piotr, a z nim Andrzej, Jakub i Jan zostawili wszystko i poszli za Nim. Przystąpili do Jezusa i wzięli udział w Jego misji głoszenia Dobrej Nowiny.

Za drugim razem, a było to już po zmartwychwstaniu Jezusa, po ponownie bezskutecznym nocnym połowie, uczniowie na początku nie rozpoznali Jezusa, bo wczesnym rankiem trudno oczom wierzyć. Dopiero tak cudownie obfity połów sprawił, że Go rozpoznali i Jan zawołał do Piotra: „To jest Pan!”, a Piotr rzucił się do wody, żeby jak najszybciej stanąć przed obliczem zmartwychwstałego Pana.

Jak daleką przebył drogę Piotr. Nie mówi o swej grzeszności, a przecież ma na sumieniu m.in. potrójne zaparcie się Pana, ale natychmiast chce być przy ukochanym Mistrzu. Paschalne wydarzenia sprawiły, że zrozumiał, jak wielka jest miłość Pana Jezusa, i że odpowiedzią na miłość może być tylko miłość, czyli zapomnienie o sobie, a pozostawienie tylko myśli o Ukochanym. Jego grzeszność schodzi na dalszy plan. To miłość się liczy i Piotr już z pewnością w głosie będzie mógł o niej trzykrotnie zaświadczyć.

A potem Piotr powtórnie słyszy słowa powołania, słowa wezwania do pójścia za Jezusem, tym razem ostatecznie.

Klamrą spinającą doświadczenie spotkania Franciszka z Bogiem są dwie modlitwy. U progu świadomej drogi duchowej Franciszka stoi jego modlitwa odmówiona przed krzyżem w San Damiano. Franciszek zwraca się do najwyższego i chwalebnego Boga i prosi dla siebie: „rozjaśnij ciemności mego serca, daj mi wiarę prostą, nadzieję pewną i miłość doskonałą, mądrość i poznanie, abym [ja] pełnił Twoje święte i prawdziwe przykazanie”. Jak Piotr u początku drogi skoncentrowany jest na sobie, na swoich potrzebach i problemach. Ciemności serca, o których mówi, niekoniecznie oznaczają tylko ukrytą przed nim przyszłość czy niepewność chwili obecnej, ale mogą być obrazem grzechów przeszłości, które zaćmiewają jego obecną sytuację. Może wskazywać na to pierwsze zdanie jego Testamentu, w którym ten właśnie okres swego życia bez wahania określa jako czas, gdy jeszcze był w grzechach.

I Franciszek w szkole Jezusa przebywa daleką duchową drogę. I on, jak Piotr, doświadcza mocy głoszonego słowa i on doświadcza zwątpienia i lęku. I on przeżywa swoiste wydarzenie uczestnictwa w Męce Chrystusa poprzez otrzymanie stygmatów. Na próżno jednak szukać opisu tego wydarzenia w pismach św. Franciszka. Nie wspomina ani słowem o tym, co przeżył i czego doświadczył na górze Alwerni. Powstaje wtedy jednak tekst, zachowany jako autograf Franciszka, w którym oddaje on stan swojej duszy. To modlitwa znana jako Uwielbienie Boga Najwyższego. Nie znajdziemy tam ani jednego „ja” Franciszka. Jest tylko „Ty” Świętego, Pana Boga jedynego. W każdym zdaniu, jak refren, powtarza się „Ty jesteś”. Ty jesteś miłością, kochaniem, Ty jesteś pięknością, Ty jesteś łagodnością… Ty, ja się nie liczę. Ogrom miłości, które przeniknął nie tylko jego serce, ale całe ciało i duszę, pozwolił mu zrozumieć, że liczy się tylko miłość. Mówi się, że stygmaty były także odpowiedzią na jego pragnienie poczucia tej miłości, jaką Zbawiciel ma dla człowieka, miłości objawionej już we Wcieleniu, ale znajdującej swój szczyt w męce na krzyżu na Golgocie. I choć stan fizyczny Franciszka stale się pogarszał i dwa lata później zakończył życie, to ta pewność miłości już go nie opuściła. Ona i tylko ona tłumaczy, jak schorowany, ślepy, obolały od krwawiących ran, mógł śpiewać i wychwalać Boga za dar stworzenia. On, świadomy otrzymanego daru, potrafi zaśpiewać w „Pieśni słonecznej” (tu w tłumaczeniu Romana Brandstaettera):

Bądź Panie pochwalony
przez naszą siostrę śmierć cielesną.
Której żaden żyjący człowiek ujść nie zdoła.
Biada tym, którzy w grzechu śmiertelnym konają.
Błogosławieni ci, którzy odnajdą się w Twojej świętej woli.
Albowiem po raz wtóry śmierć im krzywdy nie uczyni.


Kto kocha nie podlega władzy śmierci, i choć musi jej doświadczyć przechodzi przez nią jak przez bramę do życia. Piotr i Franciszek – ludzie zmartwychwstania.

Piotr Bielenin OFMConv

stat4u PageRank Checking Icon