Św. Elżbieta Węgierska
17 listopada Kościół wspomina św. Elżbietę Węgierską. Ta księżniczka, tercjarka i święta była dzieckiem króla Węgier Andrzeja II. W wieku 4 lat została zaręczona z Ludwikiem IV, synem hrabiego-palatyna saskiego i landgrafa Turyngii, udała się do Turyngii i tam zamieszkała. Ślub odbył się 10 lat później. W roku 1227 jej mąż zmarł podczas wyprawy krzyżowej, a Elżbietę odsunięto od życia dworskiego. Praktykowała ubóstwo i inspirowała się życiem współczesnych jej świętych Franciszka i Klary. Blisko zamku zbudowała szpital, w którym sama usługiwała chorym i ubogim, niejednokrotnie spłacając ich długi.
Rodzina proponowała jej nowe małżeństwo, ale Elżbieta złożyła na ręce
franciszkanów ślub wyrzeczenia się własnej woli, w służbie ubogim i chorym. Przeniosła się do Marburga, gdzie zbudowała nowy szpital, pod
wezwaniem św. Franciszka. Zmarła 17 listopada 1231 r. w wieku zaledwie
24 lat. Za sugestią jej spowiednika i z polecenia papieskiego,
przeprowadzono badania cudownych uzdrowień przy jej grobie, w wyniku
czego została kanonizowana w roku 1235 przez papieża Grzegorza IX.
Jej ciało złożono w złotym grobowcu w Marburgu w kościele pod jej wezwaniem.
Jest
patronką elżbietanek, elżbietanek cieszyńskich, Franciszkańskiego
Zakonu Świeckich oraz patronką Niemiec i Węgier. W ikonografii
przedstawiana jest w stroju królewskim, z koszem pełnym pieczywa albo z naręczem róż w fartuchu. To ostatnie przedstawienie związane jest z legendą, mówiącą, że mąż zakazał jej rozdawać ubogim pieniądze i chleb.
Kiedy pewnego razu przyłapał ją na wynoszeniu bułek w fartuchu i kazał
jej pokazać, co niesie, zobaczył róże, mimo że była to zima. Jej
atrybutami są także monety i różaniec.
Zapraszamy też do lektury katechezy, którą papież Benedykt XVI wygłosił o św. Elżbiecie podczas audiencji generalnej 20 października 2010 r.
Zapraszamy też do lektury katechezy, którą papież Benedykt XVI wygłosił o św. Elżbiecie podczas audiencji generalnej 20 października 2010 r.
Drodzy bracia i siostry!
Dziś
chciałbym opowiedzieć wam o jednej z najbardziej podziwianych kobiet
średniowiecza: jest nią św. Elżbieta Węgierska, nazywana również
Elżbietą z Turyngii.
Urodziła się w 1207 r., lecz co do miejsca
opinie historyków są rozbieżne. Jej ojcem był Andrzej II, bogaty i potężny król Węgier, który pragnąc umocnić stosunki polityczne, ożenił
się z niemiecką hrabiną Gertrude von Andechs-Meranien (Gertrudą z Meran), siostrą św. Jadwigi, która była żoną księcia śląskiego. Elżbieta
spędziła na dworze węgierskim razem z siostrą i trzema braćmi tylko
pierwsze cztery lata dzieciństwa. Lubiła zabawę, muzykę i taniec;
wiernie odmawiała modlitwy i była wrażliwa na dolę ubogich, których
wspierała dobrym słowem bądź czułym gestem.
Jej szczęśliwe
dzieciństwo zostało nagle przerwane, gdy rycerze przybyli z dalekiej
Turyngii zabrali ją na dwór w środkowych Niemczech, gdzie miała odtąd
zamieszkać. Zgodnie z panującym wówczas zwyczajem, jej ojciec
postanowił, że zostanie księżną Turyngii. Landgraf, czyli hrabia tego
regionu był jednym z najbogatszych i najbardziej wpływowych władców w Europie początków XIII w., a jego zamek był ośrodkiem świetności i kultury. Bale i chwała tworzyły pozory, za którymi kryły się jednak
ambicje książąt feudalnych, często prowadzących ze sobą wojny i wchodzących w konflikt z władzą królewską i cesarską. W tej sytuacji
landgraf Herman chętnie przystał na zaręczyny swojego syna Ludwika z węgierską księżniczką. Elżbieta opuściła swoją ojczyznę z bogatym
posagiem i wielkim orszakiem, w którego skład wchodziły również jej
osobiste służące. Dwie z nich pozostały jej wiernymi przyjaciółkami do
końca i to one zostawiły nam cenne informacje o dzieciństwie i życiu
świętej.
Po długiej podróży wszyscy razem dotarli do Eisenach, a potem do twierdzy Wartburg, potężnego zamku górującego nad miastem. Tam
odbyły się uroczyste zaręczyny Ludwika i Elżbiety. W następnych latach
Ludwik uczył się rycerstwa, a Elżbieta i jej towarzyszki — niemieckiego,
francuskiego, łaciny, muzyki, literatury i haftu. Choć decyzja o zaręczynach została podjęta z powodów politycznych, narzeczonych
połączyła szczera miłość, oparta na wierze i pragnieniu pełnienia woli
Bożej. Po śmierci ojca Ludwik w wieku 18 lat zaczął panować w Turyngii.
Elżbieta stała się jednak przedmiotem cichych uwag, ponieważ jej
zachowanie odbiegało od stylu przyjętego na dworze. Również uroczystość
zaślubin nie była wystawna, a część pieniędzy przeznaczonych na
przyjęcie weselne rozdano ubogim. W swojej głębokiej wrażliwości
Elżbieta widziała sprzeczności między wyznawaną wiarą i praktyką
chrześcijańską. Nie znosiła kompromisów. Pewnego razu, wchodząc do
kościoła w święto Wniebowzięcia, zdjęła koronę, położyła ją przed
krzyżem i położyła się na ziemi, zasłoniwszy twarz. Kiedy teściowa
skarciła ją za ten gest, odpowiedziała: „Jak ja, nędzne stworzenie, mogę
chodzić w koronie symbolizującej ziemską godność, kiedy patrzę na
mojego Króla Jezusa Chrystusa w koronie cierniowej?”. I tak jak odnosiła
się do Boga, odnosiła się też do poddanych. W Detti delle quattro
ancelle [Opowiadania czterech sług] znajdujemy następujące świadectwo:
"Nie spożywała pokarmów, zanim się nie upewniła, że pochodzą z ziem i prawowitych dóbr męża. Nie dotykała dóbr zdobytych w sposób bezprawny i zabiegała o to, by osoby, które doznały przemocy, otrzymały
zadośćuczynienie" (n. 25 i n. 37). Prawdziwy to wzór do naśladowania dla
pełniących funkcje kierownicze: wykonywanie władzy, na każdym poziomie,
musi być postrzegane jako służba na rzecz sprawiedliwości i miłości,
przy nieustannym dążeniu do wspólnego dobra.
Elżbieta przykładnie
praktykowała miłosierdzie: dawała jeść i pić pukającym do jej drzwi,
odziewała ich, spłacała długi, opiekowała się chorymi i grzebała
zmarłych. Często wychodziła z zamku ze swoimi sługami, by odwiedzić domy
ubogich i zanieść im chleb, mięso, mąkę i inne produkty spożywcze. Sama
wręczała im żywność i uważnie sprawdzała stan odzieży i posłań.
Doniesiono o tym mężowi, który nie tylko się tą wiadomością nie
zmartwił, ale odpowiedział oskarżycielom: „Dopóki nie sprzeda mi zamku,
będę z tego zadowolony!”. Wiąże się z tym cud chleba zamienionego w róże: kiedy Elżbieta szła drogą z fartuchem pełnym chleba dla ubogich,
spotkała małżonka, który ją zapytał, co niesie. Otworzyła wówczas
fartuch, a w nim zamiast chleba były piękne róże. Ten symbol
miłosierdzia często występuje na wizerunkach św. Elżbiety.
Jej
małżeństwo było bardzo szczęśliwe. Elżbieta pomagała mężowi w doskonaleniu przymiotów na miarę nadprzyrodzoną, on natomiast bronił
wielkoduszności żony w stosunku do ubogich i jej praktyk religijnych.
Pełen rosnącego podziwu dla wielkiej wiary małżonki, Ludwik, odnosząc
się do jej wrażliwości na dolę ubogich, powiedział: „Droga Elżbieto,
samego Chrystusa umyłaś, nakarmiłaś i otoczyłaś opieką”. Te słowa są
wyraźnym świadectwem, że wiara i miłość Boga i bliźniego umacniają życie
rodzinne i zacieśniają więź małżeńską.
Młoda para znalazła wsparcie
duchowe u braci mniejszych, którzy od 1222 r. byli w Turyngii coraz
liczniejsi. Elżbieta wybrała na swojego kierownika duchowego brata
Rüdigera. Gdy usłyszała od niego historię nawrócenia młodego i bogatego
kupca Franciszka z Asyżu, jeszcze mocniej się utwierdziła w swojej
drodze życia chrześcijańskiego. Od tego momentu bardziej zdecydowanie
naśladowała Chrystusa, ubogiego i ukrzyżowanego, obecnego w ubogich.
Również kiedy urodziło się jej pierwsze dziecko, a potem dwoje
następnych, święta nigdy nie zaniedbała swoich dzieł miłosierdzia.
Pomogła również braciom mniejszym w zbudowaniu w Halberstadt klasztoru,
którego przełożonym został brat Rüdiger. Kierownikiem duchowym Elżbiety
został wówczas Konrad z Marburga.
Ciężką próbą było rozstanie z mężem
pod koniec czerwca 1227 r., kiedy Ludwik IV przyłączył się do krucjaty
cesarza Fryderyka II, przypominając małżonce, że należało to do tradycji
władców Turyngii. Elżbieta odpowiedziała: „Nie będę cię zatrzymywać.
Oddałam Bogu samą siebie, a teraz muszę oddać i ciebie”. Oddziały wojska
zostały zdziesiątkowane przez febrę, również Ludwik zachorował i umarł w Otranto we wrześniu 1227 r., w wieku 27 lat, zanim zdążył wypłynąć.
Wiadomość ta napełniła Elżbietę tak wielkim bólem, że pogrążyła się w samotności, ale później, pokrzepiona modlitwą i podtrzymywana na duchu
nadzieją na spotkanie z nim w niebie, znów zaczęła interesować się
sprawami księstwa. Czekała ją jednak jeszcze jedna próba: uzurpując
sobie prawo do rządzenia Turyngią, jej szwagier ogłosił się prawowitym
spadkobiercą Ludwika, a o Elżbiecie powiedział, że jest pobożną kobietą,
która nie potrafi rządzić. Młoda wdowa z trojgiem dzieci została
wypędzona z zamku Wartburg i udała się na poszukiwanie schronienia.
Pozostały z nią tylko dwie służące, które jej towarzyszyły, a troje
dzieci powierzyły opiece przyjaciół Ludwika. Wędrując od miejscowości do
miejscowości, Elżbieta pracowała, gdzie mogła, opiekowała się chorymi,
przędła i szyła. Znosiła swą kalwarię z wielką wiarą, cierpliwością i oddaniem Bogu. W tym czasie krewni, którzy pozostali jej wierni i uważali rządy szwagra za bezprawie, doprowadzili do jej rehabilitacji.
Dzięki temu Elżbieta na początku 1228 r. mogła otrzymać odpowiedni
dochód, który pozwolił jej zamieszkać w należącym do rodziny zamku w Marburgu, gdzie mieszkał również jej kierownik duchowy brat Konrad. To
on opowiedział papieżowi Grzegorzowi IX następujący epizod: „W Wielki
Piątek 1228 r. Elżbieta w obecności kilku braci oraz krewnych położyła
ręce na ołtarzu w kaplicy swojego miasta Eisenach, gdzie przyjęła braci
mniejszych, i wyrzekła się własnej woli oraz wszystkich powabów świata.
Chciała wyrzec się także wszelkiej własności, ale odwiodłem ją od tego
przez wzgląd na miłość ubogich. Wkrótce potem zbudowała szpital,
zgromadziła chorych i chromych i usługiwała przy własnym stole
najnędzniejszym i najbardziej zaniedbanym. Gdy za to wszystko ją
upomniałem, Elżbieta powiedziała, że ubodzy są dla niej źródłem
specjalnej łaski i pokory” (Epistula magistri Conradi, 14-17).
Stwierdzenie
to pozwala nam dostrzec pewne podobieństwo do doświadczenia mistycznego
św. Franciszka: napisał bowiem w swoim testamencie, że gdy posługiwał
trędowatym, to, co wcześniej było dla niego gorzkie, zamieniło się w słodycz duszy i ciała (Testamentum, 1-3). Ostatnie trzy lata Elżbieta
spędziła w szpitalu, który założyła; usługiwała w nim chorym i czuwała
przy konających. Brała zawsze na siebie najniższe posługi i najbardziej
nieprzyjemne prace. Moglibyśmy powiedzieć, że była ona kobietą
konsekrowaną żyjącą w świecie (soror in saeculo); razem ze swoimi
przyjaciółkami, noszącymi szare habity, stworzyła wspólnotę zakonną.
Nieprzypadkowo jest patronką Trzeciego Zakonu Regularnego św. Franciszka
i Świeckiego Zakonu Franciszkańskiego.
W listopadzie 1231 r.
zaatakowała ją ostra febra. Kiedy wiadomość o jej chorobie się rozeszła,
mnóstwo osób przychodziło ją odwiedzić. Po blisko dziesięciu dniach
poprosiła o zamknięcie drzwi, by mogła pozostać sama z Bogiem. W nocy 17
listopada spokojnie zasnęła w Panu. Świadectwa o jej świętości były tak
liczne i tak przekonujące, że zaledwie cztery lata później papież
Grzegorz IX ją kanonizował; w tym samym roku został poświęcony piękny
kościół, wzniesiony ku jej czci w Marburgu.
Drodzy bracia i siostry,
postać św. Elżbiety pokazuje, że wiara, przyjaźń z Chrystusem kształtują
poczucie sprawiedliwości, równości wszystkich, praw innych, a także
rodzą miłość i miłosierdzie. A z tej miłości rodzi się też nadzieja,
pewność, że jesteśmy kochani przez Chrystusa i że miłość Chrystusa czeka
na nas, daje nam zdolność naśladowania Go i dostrzegania Go w innych.
Św. Elżbieta zachęca nas do odkrycia Chrystusa na nowo, do kochania Go,
do wiary, by znaleźć prawdziwą sprawiedliwość i miłość, a także radość z tego, że kiedyś będziemy zanurzeni w miłości Bożej, w radości z wiecznego przebywania z Bogiem. Dziękuję.
