• Wejdź z nami w piękny świat św. Franciszka

YouTube facebook

Saint Francis Superstar

Dziś zapraszamy na kolejne filmowe spotkanie ze św. Franciszkiem. Tym razem przyjrzymy się filmowej historii o Asyżaninie z roku 1961 w reżyserii Michaela Curtiza.

Rzeczywistość Hollywoodu rządzi się swoimi, często groteskowymi (w sensie ścisłym, a więc opartymi na gorzkiej ironii czy wręcz karykaturalnymi) prawami. Z najbardziej szlachetnej postaci potrafi na ekranie uczynić łotra, z najmniej godziwej – bohatera. Swobodnie żongluje prawdą, przekształca, wybiórczo waloryzuje, deformuje, podporządkowując fabułę i sposób narracji „wirtualnemu” (por. Michał Głowiński), merkantylnemu odbiorcy. Nie jest to bynajmniej konstatacja odkrywcza, jeśli weźmie się pod uwagę bogaty rezerwuar kinematografii tego typu podejmującej przeróżne, często krańcowo odmienne tematy, w sposób stylistycznie zbliżony, a nawet identyczny. „Styl” ten wyznaczają przede wszystkim, na gruncie fabularnym – dynamiczne osobowości, nagłe zwroty akcji, płomienna, lecz nie zawsze szczęśliwa miłość, wzruszające monologi, rekoncyliacyjne przemiany negatywnych postaci, a także, na płaszczyźnie strukturalnej – wartkość akcji, migawkowość, fragmentaryczność ujęć, nasycenie kolorów, nieskazitelne rysy twarzy aktorów-protagonistów, bogactwo strojów i rekwizytów, intuicyjne polaryzowanie postaci (podział na dobre i złe), retoryka muzyczna (balladowe motywy, orkiestrowe tutti w chwilach podniosłych).

Bez wątpienia wszystkie te cechy w ich, niestety, przejaskrawionym wariancie z łatwością można wskazać we Franciszku z Asyżu (1961), filmie box-office loss1 w reżyserii Michaela Curtiza, i z lubością uczynili to już wielokrotnie krytycy. Oburzano się na „opryszkowatego” aktora-protagonistę Bradforda Dillmana, wykazywano wręcz kardynalne nieścisłości historyczne (akcja tocząca się w Sacro Convento wybudowanym kilka lat po śmierci Franciszka, włożenie w usta Świętego modlitwy franciszkańskiej z XIX wieku, fakt uwięzienia młodego Asyżanina za dezercję, wspólnotowe odbudowywanie San Damiano, kuriozalna scena wizyty Świętego w Watykanie). Z tej listy zarzutów można wywnioskować rzucającą się w oczy efekciarskość, tandetność czy wręcz, stanowiącą zmorę estetów, kiczowatą „odpustowość” przejawiającą się w przeroście formy (strojów czy też wątków pobocznych) nad treścią. Warto jednak postawić sobie pytanie, dlaczego tak się stało, co przesądziło o fiasku produkcji?

Zamysł reżysera z pewnością mógł wpadać w gust publiczności – triumfalna muzyka, podniosłe malowidła z bazyliki asyskiej, frapujące wprowadzenie, angażujące zmysły, bogate rekwizytorium od pierwszych scen, istotnie, przykuwają uwagę widza. Przesuwające się, urokliwe obrazy nie są trudne, nie wymagają głębszych przemyśleń – momentalnie przenoszą odbiorcę w klimat wydarzeń (co niewątpliwie jest istotnym walorem filmu), a równocześnie dają mu bardzo typowe, uproszczone klisze dotyczące Świętego z Asyżu od jego młodzieńczych, rozrywkowych lat. Mamy zatem z niezwykłą „subtelnością” witrynowego neonu zaznaczone przebłyski-przepowiednie dotyczące przyszłości Franciszka: wielokrotnie pojawiającego się żebraka, momenty zatrzymania akcji i wręcz pretensjonalnie wyskandowane lokucje otrzymywane przez świętego. Co rusz słyszymy fragmenty modlitw franciszkańskich powstałych kilka wieków później, widzimy świętego ascetę w otoczeniu zwierzątek, ptaszków, zostajemy włączeni w zinfantylizowany, binarny porządek: co dobre, to i piękne, co złe – brzydkie. Na tej zerojedynkowości ucierpiały najbardziej dwie postaci: brat Eliasz i „donna” Klara, od pierwszej sceny kreowana na damę dworską, szlachetną pannę, do której zaleca się tajemniczy Paolo – konkurent Franciszka. Nastroju telenoweli nie uratowała nawet delikatność Dolores Hart2, późniejszej benedyktynki, która z największym pietyzmem opierała się światowym namiętnościom uosobionym przez rycerza, dworzanina, dawnego przyjaciela Franciszka. I tak oto z wykształconej, skromnej szlachcianki, wspaniale posługującej się poetycką łaciną, najlichszej roślinki, otrzymaliśmy przy całej ostrożności Hart cukierkową blondynkę wdrożoną w świat dworskiej miłości (o zgrozo) à la Moda na sukces.

Kreacja jednego z „uczniów drugiej godziny” bodaj najklarowniej wskazuje sedno problemu całej produkcji. Eliasz jest według scenarzystów (Eugene’a Vale, Jamesa Forsytha, Jacka W. Thomasa) wichrzycielem, buntownikiem, którego autorytarne zapędy musi w popłochu powstrzymywać ojciec zakonu. Jest ewidentnie całkowitym zaprzeczeniem doskonałego brata, rzuca mu kłody pod nogi i za wszelką cenę chce przejąć władzę nad wspólnotą. Uważny obserwator momentalnie spostrzeże, że ów zakonnik ma stanowić przeciwwagę dla świętości portretowanego w filmie Stygmatyka, a czytelnik życiorysów Franciszka od razu zaprzeczy tak krzywdzącej opinii na temat jego najbliższego współpracownika, któremu często Asyżanin się zwierzał, przy którym Bożą mocą dokonywał wielu cudów. Reżyser, według scenariusza uznał, że istotnie nie jest możliwe, by będący u boku Franciszka współbrat mógł bez jakichkolwiek zastrzeżeń pozostawać w jego cieniu, nie rosząc sobie przy tym żadnych przywilejów, dobrodziejstw.

W tym miejscu objawia się najistotniejszy problem produkcji, mianowicie źródło inspiracji, kanwa scenariusza. Francis of Assisi powstał w oparciu o całkiem sprawnie, acz z momentami irytującą naiwnością napisaną przez Louisa de Wohla powieść Der fröhliche Bettler (1959; polski tytuł: Św. Franciszek z Asyżu). Nie byłoby nic złego w tym, że twórcy sięgnęli po tę powieść, gdyby nie fakt, że z owych momentów uczynili naczelną zasadę konstrukcji filmowej narracji:

Tym razem wiedział, że nie jest sam. W pokoju coś było obecne, bał się; tak bardzo, że nie miał odwagi otworzyć oczu.
Głos nie był ani głośny ani cichy, ani niski ani wysoki. Nie potrafiłby określić, z jakiego dochodzi kierunku. Ale wiedział, że wydaje rozkazy.
– Franciszku…, kto może obdarzyć cię większą łaską, Pan czy sługa? – mówił głos.
– Pan – Franciszek odpowiedział z dziecinną radością, że dał sobie radę z tym pytaniem.
– Dlaczego wobec tego Pana opuszczasz dla sługi?
Franciszek podniósł się. Złożył ręce i pochylił głowę, jak się nauczył, jako dziecko, czynić to podczas modlitwy. Po raz pierwszy w życiu jego modlitwa przybrała formę pytania.
– Panie, co chcesz, abym uczynił?
Głos odpowiedział:
– Wróć do swojego miasta. Tam się dowiesz, co masz czynić.

Pokój był pusty, jego pustka była przerażająca. Było tak, jak gdyby wszystko ten pokój opuściło, wszelkie życie, wszelka łaska, a on sam, bardzo mały i bezbronny, szukał po omacku drogi w ciemnościach bez końca3.

Choć nie ma nic złego w fabularyzacji wydarzeń autentycznych, należy jej bardzo ostrożne dokonywać z wielkim wyczuciem, szczególnie jeśli idzie o dobrze znaną postać, a taką z pewnością jest święty Franciszek z Asyżu. W konstruowaniu obu tekstów kultury, a szczególnie tego wizualnego zabrakło nadrzędnego elementu retoryki wypowiedzi – stosowności, którego stopniowe zanikanie w przekazie medialnym zdefiniowała Monika Worsowicz4. Z żalem przyjdzie zatem stwierdzić, że elementy cenne dla tej produkcji, a zatem wspaniałe ukazanie rozdarcie serca ojca („Byłem dla niego surowy, bo wiele dla mnie znaczy”), oryginalne ujęcia np. momentu stygmatyzacji świętego Franciszka zostają przytłoczone przez filisterską nachalność. Jedynym wyjściem, jakie dostrzegam dla tego filmu, to wycięcie jego niektórych kadrów i uczynienie z nich osobnych utworów wizualnych.

br. Marcin Sarna

Każdy jednak może ocenić sam. Zapraszamy w filmową podróż!





1Już w tym momencie warto zaznaczyć, że film okazał się porażką zarówno finansową, jak i estetyczną. Zob. A. Solomon, Twentieth Century Fox: A Corporate and Financial History (The Scarecrow Filmmakers Series), Lanham, Maryland, 1989, s. 253.
2Aktorka Dolores Hart jest rzeczywiście niepowtarzalną postacią w historii amerykańskiego kina – dwa lat po ukazaniu się Franciszka z Asyżu porzuciła niezwykle szybko rozwijającą się karierę i wstąpiła do benedyktynek (obecnie ma 82 lata). Jak pisze Chiara Atlik, przyszła mniszka zrobiła ogromne wrażenie na Janie XXIII. Miał on na prywatnej audiencji, w trakcie której obsada promowała film o Franciszku, wykrzyknąć do Hart: „Ty jesteś Klarą!”. Zob.: https://web.archive.org/web/20140323170831if_/http://www.today.com/id/46505862/ns/today-today_news/t/nun-who-kissed-elvis-returns-hollywood/#.Uy8VclX7SM8 [dostęp: 10.12.2020].
3L. de Wohl, Św. Franciszek z Asyżu, tłum. ks. M. Stebart COR, Kraków – Niepokalanów 1996, s. 79. Warto także zaznaczyć, że kreacja Innocentego III jest w książce wręcz kuriozalna – wybucha płaczem, żali się, zwierza, a nawet wypowiada do swoich współpracowników słowa dotyczące Franciszka: „Pragnąłbym, aby ten człowiek był przy mnie, gdy wybije godzina mojej śmierci” (s. 259).
4Por. M. Worsowicz, O „duchu stosowności”. Teoria retoryczna a współczesna praktyka medialna, Łódź 2013, s. 119.

stat4u PageRank Checking Icon